Kategorie
general

Zmiana pracy w krzywym zwierciadle

Odnoszę wrażenie, że branża IT jest jedną z tych nielicznych, gdzie zmiana pracy jest jej integralną częścią jak nigdzie indziej. Dla niektórych zmiana pracy zdarza się raz na rok jak w zegarku tykającym od kontraktu do kontraktu, dla innych raz na pięć lat, a dla tych oddanych jednorożców, którzy tkwią w jednej firmie już od dekady, decyzja o zmianie pracy być może jeszcze nie zapadła. Na razie nie będę poddawał ocenie wyższości jednej ścieżki zawodowej nad inne bo nie to jest istotne i każdy odkryje swoją, która dla niej lub niego działa. Na pewno zresztą spotkacie albo spotkaliście przedstawicieli różnych „szkół”, którzy niczym coache będą sprzedawać swoje wizję, jak powinno się poruszać w życiu zawodowym. Jedni, będą sugerować „ciągłe wychodzenie ze strefy komfortu” poprzedzone zmianami pracy jako jedyną drogę do satysfakcji i wyższych zarobków. Inni, wręcz odwrotnie, pełne oddanie jednej firmie i rezerwa do zmian. Tam zarywanie nocek przy systemach pamiętających jeszcze EJB3.0 powiązane z DB2 jest na porządku dziennym, a nadzieja na dobre wyniki finansowe firmy wraz z awansem na następny szczebelek w „korpo-grze” i bonus jest ciągle żywa, co kwartał bardziej.

Podejść jest wiele, i także ja mam swoją perspektywę na to zagadnienie. Ta, miejscami może wydawać się nieco inna, ale tylko dlatego, że ciężar decyzji nie związany jest u mnie z kiedy?, natomiast bardzo mocno jest powiązany z dlaczego?.

Żeby grać, trzeba grać

Brałem udział w sporej ilości rozmów rekrutacyjnych, z których część nawet zakończyła się zmianą pracy. Nadając pewien kontekst, przed rozpoczęciem mojej pracy w Londynie w 2012 roku, odbyłem w przeciągu trzech tygodni ponad 50 rozmów telefonicznych sprawdzających moje techniczne kwalifikacje. Około 10 z tych rozmów miało kolejną część, gdzie spotkałem się już twarzą w twarz z osobami w firmie. Przez okres tych trzech tygodni, 4 procesy rekrutacyjne faktycznie skończyły się ofertą pracy, z których wybrałem jedną. Ta jedna najlepiej spełniała moje oczekiwania i przez prawie półtorej roku współpracowałem z tą firmą. Dla jednych to może być strasznie dużo zachodu aby znaleźć pracę, idę też o zakład, że są osoby, które przy 50 rozmowach dopiero się rozkręcają. Każdy powinien poznać siebie i sprawdzić co dla niej lub niego działa. Poznając trochę realia zmiany pracy, całego poszukiwania ofert oraz procesu rekrutacji, na swoje potrzeby ukułem powiedzenie, które po dziś dzień pozwala mi trzymać dystans, szczególnie jeśli nie wszystko idzie po mojej myśli, mianowicie:

Żeby grać, trzeba grać…

Nie doszukiwałbym się w tym większej głębi. Po więcej inspiracji, polecam sięgnąć po książki tego pisarza jeśli tego szukamy i tutaj nie ma cienia sarkazmu z mojej strony. Zdradza natomiast istotę zmiany pracy. Jest to umiejętność jak podążanie za YAGNI czy pisanie testów, bez zbędnej gloryfikacji „procesu rekrutacji”, a jeśli chcemy, aby jakaś umiejętność była na wysokim poziomie to trzeba jej używać. Nie skupiajmy się tylko na samym rozpoczęciu procesu, bo naszym celem jest „przejście” go do samego końca, aby móc na końcu podjąć decyzję, czy jest to tym czego chcemy. Im więcej doświadczeń ze zmianą pracy mamy za sobą, tym lepiej rozumiemy charakter jak wszystko działa, wliczając w to momenty, gdy jednak nam się nie uda. Sytuacje, gdy nam się nie powiedzie, szybko zwrócą uwagę co należy poprawić w naszym podejściu i przygotowaniu, a sama nieudana próba powinna stanowić porządny feedback i zaraz po tym stać się nic nieznaczącym wspomnieniem. Jeśli czujesz, że pewne aspekty rozmowy rekrutacyjnej nie są Twoją mocną stroną, szczerze polecam wraz z kimś zaufanym przeprowadzić taką „udawaną” rekrutację, przechodząc przez kłopotliwe zagadnienia i podszlifować braki. Od tego zależy jakie wrażenie (często pierwsze) wywrzemy na potencjalnym kontrahencie czy pracodawcy.

Ja staram się podchodzić do tej kwestii naturalnie, a podejście które stosuję, częściej jest kojarzone z edytorów tekstowych, mianowicie WYSIWYG. Mając już parę lat spędzonych w branży, czasami ciężko skupić się na właściwych zagadnieniach, które chcemy wyeksponować i zagwarantować sobie kolejną pozycję. Przyjąłem więc, że moje umiejętności są najlepiej odwzorowane przez ostatnie 2-3 lata pracy i te technologie są wiodące na ten moment. Co za tym idzie, jeśli już aplikuje na pozycję, spodziewam się pytań właśnie z tych dziedzin. Fakt, że w przeszłości tworzyłem skromne rozwiązania business intelligence do śledzenia interakcji użytkowników, czy też w ramach projektu optymalizowałem łańcuchy logistyczne firmy, nie ma znaczenia. Różnorodność rozwiązywanych problemów w przeszłości jest zawsze mile widziana, czasami można pochwalić się czymś naprawdę ciekawym ale naiwnością jest ze strony osoby nas rekrutującej założenie, że skoro kiedyś dotykałem technologii to ciągle jestem w niej biegły. To byłaby kompletna farsa. Wiedza zdobyta na pewno jest łatwiejsza do odświeżenia, jeśli jest akurat potrzebna, ale nie traćmy głównego celu z horyzontu.

Nasi pracodawcy lub kontrahenci mogą czerpać korzyści z wiedzy i umiejętności, w ramach naszej specjalizacji, bo w końcu za to nam płacą. Mogą także korzystać z puli tych mniej wiodących umiejętności jeśli tylko poprawiają konkurencyjność biznesu. Taka kolejność jest jak najbardziej normalna. Jeśli natomiast z jakiegoś pokręconego powodu kolejność ta jest odwrócona, znaczy, że firma raczej szuka jednej osoby, która zastąpi cały departament, od programistów, sieciowców, analityków i kogo tam jeszcze trzeba i to widać jak na dłoni podczas procesu rekrutacji. Od takich firm warto trzymać się z daleka. Pominę oczywiście startupy bo tam buzzword bingo jest na porządku dziennym.

W ramach angedoty, taka sytacja faktycznie przydarzyła mi się w Warszawie parę lat temu. Rola, na którą aplikowałem była zbieżna z tym, czym zajmuje się od lat, backend w jvm. Podczas technicznej rozmowy w siedzibie agencji, przemiła Pani team-lead i potencjalnie moja przyszła przełożona zaczęła od stwierdzenia, że technologie backendowe to ja z pewnością znam i nie będzie mnie o to pytać. Potencjalnie słuszne założenie patrząc na mój staż i subiektywnie patrząc, nie minęła się z prawdą 🙂 . Pomyślałem, że kontrakt mam w garści, bo co może pójść nie tak. Łaska rekruterska na pstrym koniu jednak jeździ i nie mogłem być bardziej w błędzie. Po tym stwierdzeniu, popłynęła tyrada pytań niezwiązanych z rolą, na którą aplikowałem ani nie związana z technologią niezbędną do wykonywania tej roli. Z czym pytania były związane, to głęboka znajomość frontendu, czyli coś co bardzo luźno występuje w moim doświadczeniu w bardzo dalekiej przeszłości. Nie kreując się na znawcę technologii, kapitulacja nastąpiła w miarę szybko. Pewne zrozumienie konceptów i zasadach rządzących tym ekosystemem mam, ale dostrzegam subtelną różnicę pomiędzy sprawdzeniem wiedzy ogólnej, a doszukiwaniem się technicznych „kruczków” wprost z dokumentacji ECMAScript 2015 w celu… no właśnie, w jakim celu?

Na koniec dnia, czy ta próba rzutuje na moje faktczyne umiejętności i kwalifikacje? Absolutnie nie. Czy świadczy o firmie i podejściu w kwestii zarządzania? Absolutnie tak. Takie podejście firmy może nie być najlepsze, „delikatnie” mówiąc. Jeśli dodamy do tego mało konkurencyjne warunki pracy to kierunek obrany przez tę firmę jest do przewidzenia i może nie być to najlepszy kierunek, zarówno dla firmy jak i projektów w niej wykonywanych.

Runda druga, „man in the middle attack”

Wrócę jeszcze do moich poszukiwań pracy z roku 2012 ze względu na wyraźną różnicę pomiędzy Polską, a Wielką Brytanią w tej kwestii. W tamtym okresie nie przywykłem do istnienia wszelkiej maści agencji rekrutacyjnych, body shopów i firm outsourcingowych. Tam natomiast był to bardzo prężnie działający rynek, który był mocno sprofesjonalizowany. Trend ten swoją drogą, bardzo szybko przeniósł się także do kraju nad Wisłą. Teraz to wręcz nikogo nie dziwi, że duzi gracze na rynku pracy, którzy potrzebują specjalistów IT, nie „bawią się” w zatrudnianie pojedynczych osób, tylko oczekują, że specjaliści będą dowożeni wywrotkami w pakietach po 50 osób od właśnie takich firm.

Z tej perspektywy, firmy tego typu prawdopodobnie stanowią jakąś wartość dodaną dla końcowego kontrahenta lub pracodawcy, ale w przypadku potencjalnego pracownika, nie szczególnie. Już sam początek procesu rekrutacji oraz negocjacji jest raczej obarczony dodatkowym szumem utrudniającym komunikację. Trzeba wszakże uświadomić sobie, że takie firmy są po to aby zarabiać, i jak na pośrednika przystało chcą wykroić sobie kawałek tortu. Kto ponosi koszt, nie wiem, ale się domyślam, chyba że w całym tym łańcuchu zależności ktoś działa pro bono.
Dla osób, które miały okazję kupować mieszkanie z rynku wtórnego czy to działkę budowlaną, czy też inwestycyjną, słowa w stylu:

Nie mogę podać dokładnego adresu nieruchomości ani numeru na geoportalu.

Kontakt z właścicielem jest możliwy dopiero po podpisaniu przedwstępnej umowy na wyłączność.

brzmią dość analogicznie do:

Nie mogę ujawnić końcowego klienta i branży na tym etapie.

Na tym etapie rozmowy, nie możemy ujawnić widełek ale proszę podać swoje oczekiwania.

Wewnętrznie zawsze odczuwam, że powyższy brak konkretów nie pomaga mi w szybszym znalezieniu pracy. Na domiar złego, powszechną praktyką jest tworzenie ogromnych agregatów kontaktów przez tego typu firmy, łudzące nas „bezpośrednim kontaktem” i personalnym podejściem.

Jeśli pojawi się odpowiednia rola spełniająca Twoje oczekiwania, to niezwłocznie się odezwiemy.

Tymczasem jedyne czego elementem się stajemy to poszerzanie zasięgów tej firmy o na nasze kontakty. Sami zaś zasilani jesteśmy coraz nowszym i bardziej kolorowym „spamem”, ankietą i czymkolwiek innym co w danej chwili trenduje jako interakcja na mediach społecznościowych. Nie wiem jak to może faktycznie pomóc Tobie w zmianie pracy.
Ponadto, warto przeprowadzić sobie ćwiczenie w myślach, jaką szansę mamy na to, że dział HR u docelowego pracodawcy oglądnie Twoją aplikację, gdy zaaplikujesz bezpośrednio sam, a jaką jeśli aplikujesz przez pośredniczącą firmę? Jeśli aplikowałeś dlatego, że dostałeś twita w swoim feedzie LI, bo jesteś zakolegowany z przedstawicielem takiej firmy, to prawdopodobnie znalazłeś się w powodzi przeróżnych aplikantów w podobnej sytuacji.

Szanse nie są najlepsze, ale brzydką prawdą tego procesu jest coś jeszcze. Jeśli jesteś pośrednikiem nastawionym na sukces, co ni mniej ni więcej przekłada się na zysk, maksymalizujesz swoje szanse, więc z całej puli będziesz wybierać kandydatów, którzy lepiej rokują z Twojej perspektywy. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi, że ten model działania nie niesie „drobnego” konfliktu interesu.

Jeśli miałeś nieszczęście, że osoba oceniająca wstępnie Twoje kwalifikacje, merytorycznie nie była w stanie tego zrobić, odrzuciła Twoje zgłoszenie i w konsekwencji potencjalny kontrahent bądź pracodawca nawet nie ujrzał Twojej aplikacji to możliwe, że o tym się nie dowiesz. Nie prowadzę tego typu działalności, więc mogę się skrajnie mylić w tym momencie, a wszystkie firmy parające się szeroko pojętą rekrutacją i outsourcingiem, w swoich działaniach są bliższe ideałom Stevena Rogersa… ale dostrzegam niezerową szansę na właśnie taką kolej wydarzeń, a skoro jest to możliwe, prawdopodobnie ma to miejsce. Po latach doświadczeń, moje postrzeganie procesu uległo diametralnej zmianie. Staram się zachowywać zdrowy dystans do przekazywanych mi informacji, a nie naiwnie we wszystko wierzyć.

Nawiasem mówiąc, bardzo pozytywną zmianą na rynku jest istnienie już od paru lat serwisów takich jak prace bez ściemy czy też po prostu IT. Są kopalnią wiedzy, gdy podchodzimy do zmiany pracy, bo przekrój informacji o rynku i ofertach mamy podany na srebrnej tacy.

Jesteśmy wielką i poważną firmą

Relacja pracownika i pracodawcy jest relacją biznesową określoną w podpisanej umowie zatrudnienia. Relacja zleceniodawcy oraz zleceniobiorcy również są relacją biznesową wynikającą z podpisanej umowy świadczenia usług, jak powyżej. Jeśli współpraca układa się świetnie, a do tego nadajemy na tych samych falach i jesteśmy dla siebie mili, wliczając w to wysyłanie życzeń oraz czekoladek z okazji urodzin, to fantastycznie, ale mimo tych uśmiechów, nie zapominajmy, że fundamentem tej relacji jest relacja biznesowa. W związku z tym, traktujmy siebie i drugą stronę profesjonalnie, jak na firmę przystało. Nie wchodzę w różnice bycia pełnoprawnym pracownikiem na etacie czy też przedsiębiorcą i wykonującym zlecenia, bo tutaj jest to bez znaczenia.

Zmiana pracy wiąże się z wieloma odpowiedzialnościami i profesjonalne podejście do tego jest pewnym szacunkiem do własnej osoby, a skoro tak, fakty, a nie emocje powinny kierować naszymi działaniami. Jeśli więc otrzymujemy sugestie i porady, o które nie zabiegaliśmy, patrzmy na nie z rezerwą. Nie dlatego, że zakładamy od razu złe intencje, ale dlatego, że to my sami wiemy co dla nas jest najlepsze (w większości wypadków). Jeśli jednak mamy wątpliwości co do czegoś, to zatrudniamy profesjonalistę, który specjalizuje się w danym zagadnieniu i płacimy za usługę, co daje nam większą gwarancję, że działania będą ukierunkowane na Twoje dobro. Zapewne zastanawiasz się, co to właściwie ma wszystko znaczyć? Tym przydługim wstępem chciałem zaznaczyć, że traktując siebie jak firmę, podejmujesz decyzje zgodne z Twoim interesem, a ten jest określany przez Ciebie, a nie Twojego pracodawcę bądź kontrahenta.

Konsekwencją tego może być na przykład symetria. Jeśli Twój pracodawca bądź kontrahent oczekuje czegoś od Ciebie, z czystym sumieniem możesz też wzajemności w tej kwestii oczekiwać. Jeśli długo oczekujesz na informację zwrotną odnośnie czy Twój kontrahent chce skorzystać z Twoich usług lub Cię zatrudnić to także znaczy, że i Ty masz prawo aby się namyślić czy jest to dla Ciebie korzystne, aby usługę świadczyć. Nie powinniśmy patrzeć na taką interakcję jednostronnie, że ostateczne zdanie ma „ta druga strona” i na jej łaskę bądź niełaskę jesteśmy skazani. W tym miejscu musi być naturalna i obopólna chęć współpracy, a wszelkie naciski są nie na miejscu. Jeśli potrzebujesz czasu do namysłu, jest to naturalna sprawa. Pochopnie podejmowane decyzje nie należą najczęściej do trafnych, więc jeśli uważasz, że potrzebujesz więcej czasu, prawdopodobnie potrzebujesz więcej czasu.
Tak apropo, czy Ty kwestionowałeś ile kontrahent potrzebuje czasu na ewaluację Twojej aplikacji bądź oferty? Coś mi się wydaje, że jednak nie.

Podobna rzecz tyczy się odejścia od rozmów lub też zmiany jej aspektów. Jeśli podczas procesu stwierdzisz, że współpraca jednak nie będzie korzystna, możesz z czystym sumieniem zrezygnować. Jeśli chcesz renegocjować warunki współpracy, i masz ku temu istotne powody, to także jest na miejscu. Pamiętajmy o zachowaniu symetrii w relacji z potencjalnym pracodawcą bądź kontrahentem, bo także z ich strony mogą zdarzyć się sytuacje, gdy możliwość współpracy jest nagle zakończona z różnych powodów. Przykładem może być „zamknięcie pozycji”, „zmiany priorytetów” lub też „zmiana profilu potrzebnej osoby”, choć do końca samemu nie wiem co one mogą znaczyć. Nikt nie kwestionuje tych zmian i każdy przechodzi nad nimi do porządku dziennego, ale czy pod powierzchnią zmiany nie było szeroko zakrojonej rekrutacji i wyścigu na wyłuskanie najlepszego kandydata w przedłużającym się procesie, tego nie wiemy. Być może taki scenariusz podrzuca mi tylko moja bujna wyobraźnia, ale istnieje niezerowa szansa na to, a jeśli tak, ja dopuszczam taką możliwość.

Jeśli widzisz szanse na współpracę, warto prosić o umowę, choćby ramową, jak najszybciej. Mając ją w rękach dostatecznie wcześnie, jesteś w stanie zapoznać się z nią bez presji czasu, a także zgłosić swoje sugestie. Trzeba też pamiętać, że dopóki umowa nie jest podpisana, dopóty negocjacje ciągle trwają. Jeśli coś jest niejasne, nie musisz zdawać się na słowne zapewnienia. Korzystaj z szerokiej gamy doradców, którzy mogą przeglądnąć kontrakt pod względem Twojej ekspozycji na ryzyko oraz faktyczny zakres obowiązków i odpowiedzialności.
Często rozpatrujemy kwestie, które są zawarte w umowie, ale zupełnie pomijamy kwestie, które są w umowach pomijane bo brak ich wyszczególnienia działa na korzyść drugiej strony. Moją domeną jest IT, nie prawo i mimo podpisania w swoim życiu już paru umów nie wychwycę problematycznych zapisów. Wolę, aby ktoś kto specjalizuje się w tej dziedzinie, przeglądnął umowę jednocześnie mając na uwadze mój interes. Naturalnie nie zakładam złych intencji co do przyszłego pracodawcy lub kontrahenta, ale na koniec dnia, czy ma to jakiekolwiek znaczenie?
Traktując siebie jak firmę, stawiasz na twarde fakty, a te będą zawarte w umowie. Miłe zwroty i zapewnienia to dodatek wprawiający w dobry nastrój, który także ułatwia współpracę, ale nie zmienia to faktu, że jeśli obydwie strony mają się zachowywać profesjonalnie i etycznie to symetryzm umowy to w dużej mierze oddaje. Koniec końców, podpisana umowa jest odzwierciedleniem relacji biznesowej, i choć bardzo rzadko ma to miejsce, to w momencie, gdy sprawy jednak przybierają zły obrót, rzeczą na której wszystko się opiera i która służy do rozsądzania sporów jest właśnie umowa.

Pamiętajmy, że niepodpisana umowa to odczuwalna strata dla obu stron, nie tylko Ciebie. Zarówno Tobie jak i potencjalnemu pracodawcy bądź kontrahentowi zależy na materialnych i niematerialnych zyskach z niej płynących. W związku z czym, nie tylko Ty będziesz dążyć do rozwiązań win-win.

Runda trzecia, idee i owocowe środy

Pewien aspekt całej branży IT jest dość specyficzny, mianowicie jak postrzegamy bycie pracownikiem. Trochę mniej jest to zauważalne, gdy pracujemy nad zleceniem w ramach kontraktu, chociaż też nie jesteśmy wolni od tego lekko wykrzywionego obrazu. Wiąże się to z dość „specjalnym” traktowaniem, zarówno w ramach procesu zmiany pracy jak i późniejszych warunków pracy, a co za tym idzie czego oczekujemy od siebie nawzajem.

Jeśli zapytacie przedstawicieli innych grup zawodowych, na przykład: ogrodnika, spawacza, czy chirurga dlaczego w ogóle podejmują trud pracy to zakładam odpowiedź będzie bardzo prozaiczna, mianowicie pieniądze i utrzymanie. Mniemam, że pytając czy lubią swoją pracę, spotkamy się z różnymi odpowiedziami na obu końcach spektrum, a powody dla których dana osoba podjęła takie, a nie inne zajęcie z pewnością będzie związana zarówno z preferencjami jak i możliwościami. Być może, ogrodnik został ogrodnikiem bo wychował się mając spory ogród i lubi naturę, spawacz jest spawaczem, bo za młodu ojciec nauczył go tej umiejętności w przydomowym garażu naprawiając auto i sam zaczął się już w tej dziedzinie rozwijać, a chirurg zawsze czuł chęć niesienia pomocy innym, a przy tym odkrył, że nie boi się krwi. Możliwe też, że powody były zupełnie inne. Jeśli jednak dana osoba działa z sukcesem przez lata w danym zawodzie, to co do zasady nie ma to znaczenia, zarówno powód wybrania danej dziedziny jak i aktualna fascynacja (lub jej brak), danym zawodem. Nie powątpiewamy w umiejętności, ani spawacza, gdy nie spawa ławek w piwnicy ramach treningu nowych typów spoin; ani ogrodnika, gdy nie ma prywatnej szklarni z różnymi wysiewami różnych traw, sprawdzając ich odporność na brak wody; ani chirurga, gdy nie odwiedza pobliskiej masarni, aby… you get my point. Oczywiście, traktowanie z zamiłowaniem danej profesji jest pewnym sygnałem kompetencji, ale i tak bardziej istotne jest doświadczenie jako całość i na tej podstawie ewentualnie jesteśmy w stanie ocenić czy dany specjalista jest dostatecznie doświadczony, aby zająć się naszą sprawą.

W IT dopuściliśmy do sytuacji, gdzie nie tworzenie pluginów do Gradlea po pracy; albo nie przeglądanie codziennej prasówki z hacker news; już nie mówiąc o tym, że pracuje się w IT, bo jest to zawód, który po prostu „płaci” to spora przywara i znaczy, że nie pasjonujesz się szeroko pojętym programowaniem, a w konsekwencji, pewnie coś z Tobą jest nie tak i prawdopodobnie na tym się nie znasz.

Prawda natomiast jest taka, że to nasze doświadczenie ma przemawiać za tym, aby nas zatrudnić. Oczywiście, jeśli dopiero zaczęliśmy stąpać po tej zawodowej ścieżce, bycie zajawionym pomaga, ale im dalej, tym bardziej powinniśmy się starać budować i zdobywać takie doświadczenie, aby nie było cienia wątpliwości, że znamy się swoich sprawach. Jeśli dodatkowo czerpiemy satysfakcję z pracy, tym lepiej dla nas. Nie zapominajmy jednak, że kwestie finansowe są integralną częścią pracy jako takiej, a jeśli potencjalny pracodawca lub kontrahent oburza się na takie postawienie sprawy, trzeba się zastanowić czy przypadkiem nie szuka hobbysty, który wykona coś za darmo. Wydaje mi się nawet, że jest to nie tylko moja opinia.

Innym aspektem jest fakt, że jak każdy, lubimy dostawać coś „ekstra”. Jest to naturalne, ale mimo wbudowanego logicznego myślenia, jakie w branży IT jest wymagane, często dajemy się łapać na dosłownie „tanie” chwyty. Koronnym przykładem jaki znam jest firma, która pozwala przejąć za śmieszną kwotę sprzęt, na którym się pracowało po okresie dwóch latach. Ogólnie super, ale czy powinno mieć znaczący wpływ na podjęcie współpracy z daną firmą? A co jeśli pojawi się ciekawa okazja do zmiany pracy, ale my będziemy zatruwać sobie głowę, bo jeszcze pół roku i przejmę ten „stary” półtoraroczny laptop? O wszelkich owocach i kanapkach w biurze, biletach do kina i innych mrzonkach nie wspominam. Oczywiście, te wszystkie drobnostki na pewno poprawiają zadowolenie, a przez to produktywność, ale same w sobie nie wydają się istotną „kartą przetargową”. Bywają momenty, gdy w ramach umowy będą nam przydzielane na przykład opcje na akcje lub inne ciekawe zabiegi, które mimo początkowo małej atrakcyjności, z czasem mogą przybrać na znaczeniu i wartości, ale pracując w IT, cyferki nie powinny być nam straszne, a co za tym idzie, trzeba po prostu usiąść i wszystko skrupulatnie policzyć.

Kiedy naprawdę warto zmienić pracę?

Prawda jest taka, że nigdy nie ma idealnego momentu, przez co trzeba mieć otwarty umysł. Jeśli okazja nam się prezentuje, powinno się ją przynajmniej przemyśleć. Czasami warto wyjść „spod swojego kamienia” i rozejrzeć się jak aktualnie rynek pracy wygląda, bo wiedząc to, łatwiej będzie nam się odnieść do realiów. Nie zaciemniając sytuacji, pozwolę sobie powiedzieć jak ja do tego podchodzę. Sprawa jest… niezwykle prosta. Co jakiś czas zadaję sobie zaledwie dwa pytania:

  • Czy się rozwijam?
  • Czy jestem zadowolony z warunków pracy, w tym zarobków i ludzi z którymi współpracuję?

Jeśli choć jedno z tych pytań nie wypada korzystnie, to jest to sygnał aby się zastanowić nad swoją sytuacją. Nie chodzi o ten moment, w którym Twoim zadaniem jest dodanie CRUDa i robisz coś takiego po raz trzeci. Podobnie, to że dodałeś generator memów do kanału na Slacku, który przy nieudanym deployu wrzuci:

Może nie być wystarczającym warunkiem na podwyżkę… miesiąc po dołączeniu do nowego zespołu. Naturalnie masz przygotowane swoje wypowiedzenie in blanco na sytuację wyjątkową, ale to nie jest ta okazja.

Inaczej ma się sytuacja, gdy zauważasz trwającą stagnację Twoich umiejętności lub wręcz uwstecznienie albo pojawia się wypalenie związane z brakiem perspektywy satysfakcjonującej pracy. Nie masz szans na pracę z technologią, która Ciebie interesuje albo poprawi Twoją konkurencyjność na rynku. Prawdopodobnie to TO jest ten moment, aby zacząć poważnie rozważać zmianę pracy.
Podobnie, jeśli wprowadzasz innowacje w różnych aspektach pracy w firmie (czy to techniczne czy też bardziej „miękkie”) i stępiłeś niezliczone ilości klawiatur, poprawiając system do tego stopnia, że klienci wysyłają wszystkim w firmie życzenia świąteczne, a przy tym dzięki Twoim tfu tfu nadgodzinom w końcu porzucacie CVSa wchodząc w końcu w XXI wiek, to obiektywnie patrząc, bycie docenionym jest na miejscu. Jeśli jednak rozmowa z przełożonym jasno daje do zrozumienia, że perspektywy na zmianę i Twojej pozycji i „ilości zer” na wypłacie nie ma, a całe poświęcenie i wysiłek jak krew w piach, to TO jest ten również moment, aby zacząć poważnie rozważać zmianę pracy.

Naturalnie, podchodzić do takiej decyzji trzeba na chłodno. Czas musi być odpowiedni przede wszystkim dla Ciebie. Jeśli na Twojej głowie już ciąży parę rzeczy, równie jak nie bardziej istotnych, niezależnie czy prywatnych czy zawodowych, to nie dokładaj sobie więcej stresu. Uporaj się z rzeczami ważnymi najpierw, aby z czystą głową podejść do tematu w pełni sił i bez zbędnych rozterek.
Co bardziej istotne, także na chłodno zarządzajmy swoimi oczekiwaniami. Bądźmy transparentni w swoich oczekiwaniach i celach. Nawet najlepszy przełożony (podobnie jest zresztą z naszymi lepszymi połówkami), mimo najszczerszych chęci, nie dowie się na czym nam zależy, jeśli tego nie zakomunikujemy.
Jeśli chcesz poznać nową technologię lub upatrzyłeś sobie szkolenie, które jest następną najlepszą rzeczą to nie trzymaj tego w sobie. Jeśli włożyłeś sporo wysiłku w namacalne usprawnienie firmy, być może przysparzając zysku lub oszczędności firmie i uważasz że powinieneś być za to doceniony to warto to omówić, np. z Twoim przełożonym. Nawet jeśli nie stanie się to od razu, ze swojej strony stawiasz sprawę jasno, gdzie stoją Twoje oczekiwania i jednocześnie otwierasz się na dyskusję, jak wypracować sytuację, aby i wilk był syty i owca cała. Implikuje to także nie wprost pewne konsekwencje, z którymi firma będzie musiała się uporać jeśli zbyt długo będzie ignorować zasadne oczekiwania i trwający stan niezadowolenia. Koszty i stracony czas dla firmy, Ciebie, wszystkich… to nigdy nie jest pożądany rezultat.
Takie podejście ma jeszcze jeden plus. Skupiając się na jednej dziedzinie bądź rzeczy, mogą nam umykać rzeczy poboczne, co nie znaczy, że mniej istotne. Podejmując wysiłek rozmowy i prezentacji swojego stanowiska, nie stawiamy sprawy na ostrzu noża, a to z kolei daje nam szansę na poznanie szerszego kontekstu i jeśli się jednak mylimy w jakiejś kwestii, możemy na czas sie wycofać. Nie mając pełnego obrazu czasami możemy nadto upraszczać pewne sprawy, które, jeśli je lepiej zrozumiemy, mogą mieć diametralny wpływ na nasze oczekiwania i podejmowane działanie.

Słowo na koniec

Powyżej pozwoliłem sobie oddać moje prywatne uwagi na sprawę zmiany pracy oraz rekrutację i jest to, podkreślę, moje subiektywne spojrzenie po latach brania udziału w tym procesie. Jestem pewien, że sporo osób ma odmienne poglądy i nie zgodzi się z takim ujęciem tego tematu. Tym bardziej będę wdzięczny za Twoją opinię bo ścierając poglądy zawsze pozwalamy sobie na lepsze wyłuskanie clou. Niemniej jednego sobie nie odmawiajmy, przemyślenia własnej strategii jak podchodzimy do zmiany pracy i rekrutacji, bo bardzo mocno wierzę, że aby grać w tę grę, trzeba grać.

6 odpowiedzi na “Zmiana pracy w krzywym zwierciadle”

Widać w tekście trzeźwe podejście i lata doświadczenia. Szczególnie podobają mi się momenty o traktowaniu siebie jak równego kontrahenta i stawianiu głównego nacisku na ostatnie kilka lat swojej kariery zamiast ściemniania, czego to się w liceum nie rzeźbiło.

Ja mam od jakiegoś czasu zasadę, że nie robię zadań rekrutacyjnych (nie żebym ich jakoś dużo w życiu zrobił, bo zawsze mnie ten model odrzucał, ale czasami robiłem, jeśli mialem ochotę), chyba że ktoś mi zapłaci za to stawkę i oczywiście znajdę na to czas. Wyjątkiem mogą być zadania na godzinę, wtedy mój wkład w porównaniu z wkładem mojego potencjalnego kontrahenta jest pomijalny.

Takie postawienie sprawy spotyka się z zaskoczeniem od strony rekruterów, chociaż na poziomie niejuniorskim nie powinny. Przecież nie mam co robić w wikend tylko klepać kolejnego cruda za frajer 😉

Cześć,
a jak często radzisz uaktualniać, profil na LinkedIn-ie? i jeżeli obecną praca spełnia 2 warunki z Twojego tekstu (rozwój i atmosfera) to kiedy bierzesz pod uwagę ofertę którą nagle ktoś Ci proponuje?
Pozdro

Hej, zacznę może od końca. Pracując w miejscu, któremu nie możesz nic zarzucić, automatycznie marne oferty nie zrobią na Tobie wrażenia, a co za tym idzie to jest Twój pierwszy filtr. W momencie, gdy oferta naprawdę wygląda dobrze, np. wskakujesz na najnowszą technologię, w której chcesz pracować, albo możesz liczyc na podwyżke o +50% to nie przeoczysz tego momentu, bo będziesz czuł, że jest to dla Ciebie szansa, a Twoja aktualna praca po prostu blednie. To jest ten moment, aby zerknąć na swoje doświadczenie zarówno na LI jak i „cv”, aby je odkurzyć. Nie chcesz w końcu startować do procesu z zapuszczonym „resume”. Jeśli zadbasz o prezencję zarówno jednego jak i drugiego, to bez większego problemu powinieneś otrzymywać naprawdę fajne oferty parę razy do roku, a to pozwoli znowu na „odkurzenie” doświadczenia. I tak w kółko.
Jeśli masz wątpliwości, jak to teraz wygląda, to zacznij już dziś od przeglądniecia Twojego doświadczenia zarówno na LI jak i w „cv” i doprowadź je do wyglądu, jakbyś własnie rozpoczął proces rekrutacyjny, podkreślając swoje mocne strony 🙂

Bardzo dogłębna analiza procesu zmiany pracy, chyba ciężko nawet coś takiego byłoby znaleźć na HRowych portalach (chociaż nie wykluczam, bo tam nie bywam). Dzięki!
Trochę jeszcze, pewnie temat na osobny wpis, rozwiniecie na ile to co się robi na co dzień mnie cieszy i tak ogólnie o satysfakcji z samej pracy (ok, nie musi być pasja, ale fajnie jakby się jednak to lubiło:)).
Anyway, kawał dobrej roboty – tak trzymać

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *